|
Obrona Wybrzeża 1939 r. Forum o Obronie Wybrzeża ma na celu skupienie w jednym miejscu jak największej ilości informacji o wszystkim co związane z LOW. Dzielenie się zdobytymi informacjami - a tym samym niesienie pomocy innym zainteresowanych tematem. |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Berlin
starszy strzelec
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 1577
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: GdYnIa
|
Wysłany: Pon 19:56, 27 Lut 2006 Temat postu: Generał "Walter"-nieudolny d-ca, kat żołnierzy AK |
|
|
Karol Świerczewski urodził się w Warszawie (wedle jednych pochodził z żydowskiej rodziny Tenenbaumów, zdaniem innych został ochrzczony w kościele NMP). W latach I wojny światowej znalazł się na terenie Rosji. Już w listopadzie 1917 r. zasilił swą osobą szeregi Gwardii Czerwonej. Przez kilka następnych lat aktywnie zwalczał kontrrewolucję. Gdy wybuchła wojna z "jaśniepańską Polską", na ochotnika zgłosił się do boju przeciw własnej Ojczyźnie (dowodził wtedy batalionem piechoty). Pozostał już w Armii Czerwonej, systematycznie awansując. W latach 30. wojował w Hiszpanii, delegowany tam przez Stalina w roli doradcy wojskowego. Zasłynął wtedy jako posiadacz dwóch pistoletów typu Walther (Mod. 4 i PP), z których zwykł osobiście rozstrzeliwać dezerterów. Dowodził często po pijanemu (dlatego też "kulom się nie kłaniał"), niekiedy w samych majtkach (zob. M.J.Chodakiewicz, Zagrabiona pamięć. Wojna w Hiszpanii 1936-1939, Warszawa 1997)) - ale zawsze z którymś ze wzmiankowanych waltherów w garści (czemu też zawdzięczał partyjne pseudo - "Walter"). Swoją postawą zauroczył przebywającego wówczas w Hiszpanii Ernesta Hemingwaya, skądinąd osobnika równie trunkowego, który unieśmiertelnił Karola na kartach powieści "Komu bije dzwon" (jako generała Golza).
W czerwcu 1941 r., gdy sygnatariusze paktu Ribbentrop-Mołotow chwycili się za łby, Świerczewski stawił czoła Hitlerowi jako dowódca 248. dywizji piechoty Armii Czerwonej. Nad Wiaźmą dowodził tak "genialnie", że po paru dniach z 10.000 żołnierzy zostało mu 5 (pięciu!). Dowództwo, widząc przerażającą niekompetencję i pogłębiający się alkoholizm "Waltera", na dwa lata przesunęło go do szkolenia rezerw.
Świerczewski wypłynął ponownie, gdy Stalin jął organizować Wojsko Polskie. Błędne decyzje "Waltera" stały się przyczyną ciężkich strat 1 Armii WP (1500 zabitych i rannych) w trakcie forsowania Wisły, między Dęblinem a Puławami (sierpień 1944).
Brak profesjonalizmu "Karolek" nadrabiał czujnością ideologiczną w tropieniu "wrogów ludu". Zachowały się podania trzydziestu dziewięciu oficerów i żołnierzy AK, skazanych na śmierć przez sądy wojskowe 2 Armii WP, piszących do jej dowódcy prośby o darowanie życia. Dwadzieścia dziewięć spośród tych podań opatrzonych jest adnotacją: "Odmawiam - K. Świerczewski".
Marsz na Drezno
Zadania, jakie w kwietniu 1945 r. postawił przed 2 Armią WP dowódca 1 Frontu Ukraińskiego, marszałek Iwan Koniew, nie wydawały się trudne. Polacy mieli nacierać w kierunku na Niesky, Kleinwelka i Drezno, jednak priorytetem była osłona działań Frontu od południa.
Świerczewski zapragnął jednak większej chwały. Należy tu podkreślić, iż przed otrzymaniem przydziału do Wojska Polskiego, nigdy wcześniej nie dowodził on związkiem operacyjnym szczebla armii, czy choćby korpusu. Teraz zmienił samowolnie rozkazy dowództwa, nakazując zajęcie Drezna już w drugim dniu ofensywy.
Oddziały niemieckie na trasie polskiego natarcia liczyły 50 tysięcy żołnierzy, 300 czołgów, 600 dział. Ich pełna siła nie została rozpoznana przez szwankujący zwiad. W toku walk uzyskały jeszcze dodatkowe wsparcie. W ich szeregach nie brakło elitarnych jednostek: Dywizji Grenadierów Pancernych "Brandenburg" (walczyła wtedy w składzie wyborowego korpusu "Grossdeutschland"), 1 Dywizji Spadochronowo-Pancernej "Hermann Goering", 2 Dywizji Grenadierów Pancernych "Hermann Goering", 20 Dywizji Pancernej, 2 i 10 Dywizji Pancernych SS i wielu innych. U boku Niemców biła się też 600 dywizja piechoty, sformowana z jeńców sowieckich ("Rosyjska nr 1"). Formacje te, choć ustępowały 2 Armii pod względem liczebności i siły ognia, przewyższały ją jednak wyszkoleniem, kompetencją kadry dowódczej oraz doświadczeniem bojowym.
Katastrofa
Natarcie głównych sił 2 Armii WP początkowo rozwijało się pomyślnie. Mimo zaciekłego oporu Niemców, dokonano głębokiego wyłomu w ich obronie. Szybko pojawiły się doniesienia o nieprzyjacielskich kontratakach przeciw sowieckiej 52 Armii, walczącej na polskim skrzydle. Informacje te zostały przez sztab 2 Armii WP zlekceważone. Polskie dywizje, wciąż ponaglane rozkazami Świerczewskiego, rozciągnęły się na przestrzeni aż 50 km, tworząc trzy niezależne ugrupowania.
To, co nastąpiło potem, przypominało senny koszmar. 21 kwietnia na wschód od Budziszyna rozpoczęło się niemieckie kontruderzenie. Oddziały pancerne nieprzyjaciela, doskonale dowodzone, korzystające ze świetnego rozpoznania, wbiły się żelaznym klinem w luki między polskimi jednostkami. 2 Armia została rozcięta na pół. Przerwane zostały linie zaopatrzeniowe, Niemcy znaleźli się na polskich tyłach. Główne siły 2 Armii szybko znalazły się w okrążeniu.
Świerczewski znów zlekceważył niebezpieczeństwo. Miast przyjść z pomocą zagrożonym jednostkom, podjął fatalną decyzję, przekazując 1 korpusowi pancernemu i trzem dywizjom piechoty rozkaz kontynuowanie natarcia na Drezno. W ten sposób odciągnął je od najbardziej newralgicznego miejsca batalii. Tymczasem w rejonie Budziszyna Niemcy przystąpili do rozprawy z okrążonymi oddziałami polskimi. W Forsten uległa zagładzie 16 brygada pancerna (ocalało zaledwie 100 żołnierzy!). Zniszczone zostało dowództwo 5 dywizji piechoty, wśród poległych był sam dowódca dywizji, gen. bryg. Aleksander Waszkiewicz (jego ciało odnaleziono dopiero po 12 dniach; wtedy wyszło na jaw, że został bestialsko zamordowany po wzięciu do niewoli - protokół sekcji zwłok stwierdzał m.in. ślady ciosów tępym narzędziem i nahajką, wyrżnięcie lewego oka wraz z powieką, wykłucie prawego oka...).
W prace sztabu 2 Armii wkradł się chaos. Wydawano sprzeczne rozkazy. Piechota toczyła bój bez wsparcia broni pancernej i artylerii. Z kolei jednostki artylerii wysyłano do walki bez koniecznej osłony piechoty. Artylerię ciężką, której zadaniem jest niszczenie nieprzyjacielskich odwodów z dużych odległości, skierowano do zwalczania niemieckich czołgów i piechoty ogniem na wprost.
Dopiero w południe 22 kwietnia, gdy sytuacja stała się krytyczna, Świerczewski nakazał 1 korpusowi pancernemu powrót spod Drezna. Korpus, forsownym marszem, zdołał dotrzeć pod Budziszyn jeszcze wieczorem tego samego dnia. Było już jednak za późno. 24 kwietnia Niemcy zdobyli Budziszyn, następnie krwawo odparli kontratak Polaków.
Wreszcie, interweniował osobiście sam dowódca Frontu, marszałek Iwan Koniew. Ściągnął w rejon Budziszyna znaczne siły sowieckie, dokonał też przegrupowania jednostek polskich, ratując tym samym 2 Armię od całkowitej klęski.
Krwawa dogrywka
Podczas przegrupowania polskich jednostek, Koniew popełnił jednak błąd, zostawiając pod Dreznem osamotnioną polską 9 dywizję piechoty. 26 kwietnia dywizja otrzymała rozkaz odwrotu. Jej dowódca, pułkownik Aleksander Łaski, lekkomyślnie nakazał wycofywać się trzema nieubezpieczonymi kolumnami, nie czekając na osłonę nocy. Niemcy, dysponując zdobytymi planami marszruty, dokonali prawdziwego pogromu. W miejscowości Horka wpadła w zasadzkę kolumna wraz z ewakuowanym szpitalem polowym (300 rannych). Niemieccy oprawcy mordowali bezbronnych metodą katyńską - strzałami w tył głowy. Świadkiem zbrodni był kapelan dywizji, ksiądz kapitan Jan Rdzanek, ocalały cudem, mimo postrzału w potylicę.
W "dolinie śmierci" pomiędzy Panschwitz, Kuckau i Crostwitz, zmasakrowany został 26 pułk piechoty. Stracił tam 75 proc. stanu. Setki stłoczonych na otwartej przestrzeni żołnierzy zostało wybitych ogniem artylerii i karabinów maszynowych.
9 dywizja, straszliwie pokiereszowana, bez artylerii i taborów, pozbawiona dowódcy (dostał się do niewoli) utraciła zdolność do prowadzenia działań.
Natarcie niemieckie pod Budziszynem trwało do końca kwietnia. Dopiero wtedy nastąpiło ustabilizowanie frontu.
Straty 2 Armii WP podczas operacji łużyckiej wyniosły oficjalnie 4, 902 poległych, do których należy doliczyć jeszcze 2,798 zaginionych bez wieści oraz 10, 532 rannych. Łącznie 18, 232 zabitych i rannych, tj. ok. 22 proc. stanu osobowego Armii! Utracono 57 proc. czołgów i dział pancernych, ponad 20 proc. dział i moździerzy. Na owe dwa krwawe tygodnie na Łużycach przypada ponad 27 proc. całości strat w ludziach poniesionych przez Wojsko Polskie na Froncie Wschodnim w okresie 20 miesięcy (październik 1943 - maj 1945)!
W pijanym widzie?
Polscy historycy wojskowości wystawiają miażdżące noty Świerczewskiemu i jego sztabowcom. Czesław Grzelak, Henryk Stańczyk i Stefan Zwoliński, w swej znakomitej monografii ("Bez możliwości wyboru. Wojsko Polskie na Froncie Wschodnim 1943-1945", Warszawa 1993), stwierdzają: "Winę za niepowodzenia i doznane straty ponosi dowództwo armii, a po części także dowództwa związków taktycznych i samodzielnych oddziałów. Nie potrafiły bowiem w trudnych momentach walki zachować prężności dowodzenia, a często podejmowały decyzje sprzeczne z podstawowymi zasadami walki. [...] Największa odpowiedzialność spada jednak bezpośrednio na dowódcę armii, który [...] dopuścił do samorzutnego rozerwania jej sił, a w obliczu rysującego się niebezpieczeństwa nie potrafił ich w porę skoncentrować w najważniejszym miejscu."
" - Generał Świerczewski, delikatnie mówiąc, nie stanął na wysokości zadania - wtóruje Krzysztof Stecki. - [...] Lista błędów popełnionych przez Świerczewskiego jest bardzo duża. Zmienił on na przykład ugrupowanie armii, która według założeń sztabu frontu miała większość swoich sił zgrupować frontem na południe dla ochrony przed ewentualnym kontratakiem. Ta fatalna w skutkach decyzja zaważyła na losie tysięcy żołnierzy..."
Najostrzej oceniają Świerczewskiego jego podwładni, ci, którzy własną krwią płacili za jego nieudolność. Pułkownik Henryk Piecuch cytuje wypowiedzi uczestników walk, w tym majora Stefana Torno-Ornowskiego, który stwierdza bez ogródek: "- Świerczewski dowodził chyba w pijanym widzie."
Zastanawiająca jest bezkarność Świerczewskiego, w ramach systemu, który za nawet bzdurne przewinienia płacił łagrem bądź strzałem w potylicę. Ominęły go represje, jakie spadły na innych sowieckich "internacjonalistów" powracających z Hiszpanii. Klęska jego 248. dywizji pod Wiaźmą zaowocowała przydziałem do bezpiecznej służby na tyłach. Krwawy chrzest, udzielony żołnierzom 1 Armii WP podczas forsowania Wisły, otworzył drogę do objęcia dowództwa nad 2 Armią.
Po wojnie "towarzysz Walter" nadal awansował. W kwietniu 1947 r., już jako generał broni i wiceminister obrony narodowej, wizytował Bieszczady. Pod Jabłonkami sotnia UPA Stefana Stebelskiego "Chrina" urządziła zasadzkę. Historyk Grzegorz Motyka stwierdza powściągliwie, że nie udało mu się potwierdzić, ani zdementować "uporczywej wersji", jakoby Świerczewski był w tym dniu pijany. Tak czy inaczej, "Karolek z Warszawy" znowu "nie kłaniał się kulom". Trafiły go trzy pociski - w brzuch, w plecy i pośladek (ten ostatni postrzał, z powodów polityczno-hagiograficznych, utajniono).
27 marca 1947 roku, generał Karol Świerczewski "Walter", wylądował na lotnisku w Krośnie. Wcześniej powiadomiono 8 DP, ktorej sztab mieścił się w Sanoku o inspekcji na którą mieli przyjechać generałowie Świerczewski i Prus-Więckowski.
Pomnik Karola Świerczewskiego Pomnik gen. Karola Świerczewskiego w Jabłonkach.
foto: P. Szechyński.
Dowódca 8 DP płk. Bielecki, zwołał odprawę sztabu dywizji oraz szefów oddziałów. Powiadomił zebranych o inspekcji i zlecił przygotować się do niej. Również telefonicznie zostali powiadomieni: dowódca 32pp ppłk. Cimura oraz dowódca 11 Dywizjonu Artylerii Przeciwpancernej mjr. Sołtyka. Natomiast szef sztabu Dywizji płk. Ilnicki telefonicznie powiadamia ppłk. Gerharda dowódcę 34pp. Ten z kolei kapitana Karczewskiego dowódcę 2 Batalionu 34pp z Baligrodu. Kapitan Cesarski powiadomił władze cywilne i partie polityczne.
Generałowie przybyli do Sanoka w godzinach wieczornych (chociaż A. Bata twierdzi że o godzinie szesnastej). Następnego dnia inspekcja wyrusza do Leska i Baligrodu. W skład inspekcji weszli generałowie K. Świerczewski, Prus-Więckowski, płk. Bielecki i ppłk. J. Gerhard, oraz kapitan Cesarski. Po kontroli 34 pp w Lesku i 2 Batalionu 34 pp w Baligrodzie, Świerczewski uparł się żeby skontrolować jednostkę WOP w Cisnej.
Odradzano mu tę podróż, jednak Świerczewski nie dał się przekonać. Inspekcja ruszyła w kierunku Cisnej. Jechały dwa "Dodge" i "Zis". Zaraz za Baligrodem jeden "Dodge" uległ awarii i został. Pozostałe samochody pojechały dalej. W rejonie miejscowości Jabłonki dostały się pod ostrzał. Ginie generał K. Świerczewski. Dostaje postrzał w brzuch i dwa postrzały w plecy. Giną także ppor. Krysiński oraz bombardier Strzelczyk. Tyle oficjalna wersja.
Zeznania naocznych świadków różnią się co do czasu śmierci Świerczewskiego i długości boju. Gerhard twierdził że generał umarł zanim przybyła pomoc, natomiast Prus-Więckowski, że w trakcie niesienia do samochodu po przybyciu pomocy. Podane też zostaly rózne czasy walki, jedni twierdzili że trwała ona 30-45 minut a inni że 2 godziny.
Po śmierci Świerczewskiego powołano do życia dwie specjalne komisje. Jedna ze Sztabu Generalnego, a druga z UB.
Pułkownik Kossowski który reprezentował Sztab Generalny stwierdził że:
* ochrona która była przydzielona nie była odpowiednio przeszkolona, przygotowana do ochrony inspekcji,
* nie wyznaczono dowódcy ochrony na wypadek napadu,
* pułkownik Bielecki i Gerhard czyli dowódca 8DP i 34pp nie użyli wszystkich środków i możliwości do zapewnienia bezpieczeństwa wiceministrowi oraz dowódcy OW.
* prowadzenie rozmow telefonicznych otwartym tekstem na wszystkich szczeblach dywizji to złamanie tajemnicy wojskowej i całkowity brak czujności,
* liczebność oddziału UPA, który brał udział w zasadzce: 30-40 osób.
UB sporządziło osobny raport. Autorami byli: Fejgin, Różański i Nikolaszkin. W swoim raporcie stwierdzili, że napadu dokonał oddział UPA, prawdopodobnie sotnia "Bira". Swoje przypuszczenie oparli na fakcie, że 1 kwietnia właśnie "Bir" napadł na wopistów z Cisnej i dlatego przypisali zabicie Świerczewskiego właśnie jemu. Z zeznań świadków schwytanych przez wojsko okazało się jednak że były to czoty z sotni "Chrina" i "Stacha".
Uznali także, iż:
* ochrona była wystarczajaca tak samo jak zabezpieczenie trasy do Baligrodu, a jej słabość pod Jabłonkami wynikła ze zmiany trasy przejazdu,
* stwierdzili, że powiadomienie Cisnej o inspekcji na 15-20 minut przed wyjazdem niczemu nie zagrażalo (UPA nie miała czasu na zorganizowanie zasadzki),
* stwierdzono także, że Świerczewski posiadał błędne przeświadczenie co do stanu bezpieczeństwa w rejonie inspekcji.
Wersję strony ukraińskiej G. Motyka opisał na podstawie listu czotowego "Dunia" (E. Demuń), który był członkiem sotni "Chrina". Stwierdził, że sotenny "Chrin" otrzymał od wywiadu wiadomość o tym że w rejon Baligrodu przyjedzie na inspekcję jakaś ważna osoba. Dlatego też sotnie "Chrina" i "Stacha" znalazły się w rejonie Jabłonek. Sam "Dunia" nie brał udziału w zasadzce ponieważ był ranny. O przebiegu zdarzenia dowiedział się z opowiadania czotowego "Bajraka", którego czota jako pierwsza dotarła na miejsce w rejon Jablonek i otworzyła ogień do wojska, zabijając Świerczewskiego (jeszcze wtedy nie wiedzieli że to on). Po dotarciu reszty sotni "Chrin" widząc nadciagające od strony Baligrodu posiłki dał rozkaz do odwrotu. Czotowy "Bajrak" stwierdził, że eskorta zamiast podjąć walkę bez oddania strzału wycofała się za rzeczkę tam zajmując stanowiska obronnne. Podczas wizji lokalnej pułkownik Kossowski stwierdził podobne zachowanie żołnierzy i oficerów z ochrony. Najpierw tłoczyli się przy komisji, a gdy rozległy się strzały (nieporozumienie pomiędzy oddziałami) to rozbiegli się razem ze swoimi oficerami. Oprócz tego nie zabezpieczono terenu, nie wystawiono czujek itp. Mogło to oznaczać że w trakcie zasadzki na Świerczewskiego sytuacja z zachowaniem ochrony mogła wygladać podobnie.
Okazuje się, że na przełomie 1970/71 powrócono do raportu o śmierci generała Świerczewskiego. Prwodopodobnie powołano komisję która miała za zadanie wyjaśnić wszystkie okoliczności zwiazane ze śmiercią Świerczewskiego. Komisją miał kierować M. Naszkowski, natomiast jednym z jej członków miał zostać Jan Gerhard.
Niestety raport komisji nie ujrzał światła dziennego. Miał być przedstawiony w Biurze Politycznym KC. Ale wypadki, które wtedy nastąpiły sprawiły że do tego nie doszło. Najpierw włamano się do willi Naszkowskiego i z sejfu skradziono raport i tylko raport, mimo że były tam cenne rzeczy, a następnie w tajemniczych okolicznościach został zamordowany J. Gerhard.
Podsumowując należy zadać sobie pytanie komu zależało na śmierci Świerczewskiego i jakie korzyści ta śmierć mogła przynieść:
* NKWD, ponieważ był niewygodnym świadkiem czystek przeprowadzanych przez Stalina na działaczach komunistyczych walczących w Hiszpanii,
* UB, jezeli istniał spisek przeciwko generałowi lub potrzebny był pretekst do rozpoczęcia akcji "Wisła" (wiadomo że planowana była o wiele wczesniej),
* przypadek że sotnie UPA znalazly się w czasie przejazdu inspekcji, bo tam własnie najczęściej organizowały zasadzki,
* UPA, bo była poinformowana o inspekcji i zorganizowała zasadzkę (co wskazuje na prowokację lub na doskonały wywiad UPA).
A. Baliszewski w swoich artykułach stwierdził, że została powołana specjalna grupa "Beskid" - mająca na celu wyjaśnić okoliczności śmierci Świerczewskiego. Każda z pięciu osób nie wiedziała o sobie i działała samodzielnie tworząc swój własny raport na hasło "Łaski". Z raportu tego wynikało że samochód z generałem przejechał mostek na rzeczce i zatrzymał się za nim, natomiast pozostałe samochody stanęły przed mostkiem. Baliszewski twierdzi też, że ochrona generała była większa liczebnie, niż to podano oficjalnie. Jacek Różański jeden z oficerów prowadzacych śledztwo z ramienia UB i Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wspominał też o notatniku Świerczewskiego i zawartych w nim zapiskach. Notatnik zaginął. Wspomina się także o wizycie w Moskwie u Stalina, gdzie rzekomo miano Świerczewskiemu zaproponować kierowanie Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego.
Niestety nawet dzisiaj mimo dostepu do archiwów i dokumentów tajnych, nie można z całą pewnościa powiedzieć kto zabił Świerczewskiego. Jest wiele znaków zapytania i niedomówień. Nie zgadzają się podstawowowe oczywiste fakty (czas walki podawany różnie, miejsce gdzie stał samochód generała, czas śmierci). Być może dopiero archiwa NKWD czy też KGB, rzucą światło na tę jedną z tajemnic XX wieku. Dotarcie do materiałów nie będzie łatwe, ponieważ Rosjanie cały czas utrudniają pracę polskich historyków. Dlatego też wydarzenia z 28 marca 1947 roku nadal pozostaną nie wyjaśnioną do końca zagadką. Okoliczności jego śmierci do dziś nie są w pełni wyjaśnione. Część współczesnych historyków sugeruje, że Świerczewski mógł zostać celowo poświęcony przez kierownictwo państwowe i partyjne, aby jego śmierć mogła stać się pretekstem do rozpoczęcia Akcji "Wisła", nie jest to jednak potwierdzone (likwidowanie zasłużonych i popularnych dowódców nie było również ewenementem w praktyce państw komunistycznych). Zastanawiającą okolicznością są małe straty po stronie WP w starciu (3 osoby). W zasadzce zorganizowanej 1 kwietnia 1947 na tej samej drodze przez tę samą sotnię zginęło 30 z 32 wopistów.
Zaraz po śmierci "Waltera" pojawiły się pogłoski, iż padł on ofiarą porachunków w obozie komunistów a śmierć pszyszła po zadanym ciosie nożem w nerki[Wśród komunistów, jak w każdej mafii, zderzały się różne grupy interesów... ]. Trudno tu wyrokować, przy obecnym stanie wiedzy, choć Henryk Piecuch utrzymuje, iż w najbliższym otoczeniu Stebelskiego "Chrina" działało dwóch agentów sowieckich. Czy mogli oni podsunąć UPA trasę podróży "Waltera"?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|